
Pani Sabina. Mieszkanka Leśnej - Starej Wsi (woj. świętokrzyskie). Od dawien dawna, kilka razy do roku dostarcza moim rodzicom, na zasadzie barteru, świeże produkty spożywcze produkcji własnej. Truskawki jakich wasze usta nie zaznały od upadku komuny. Mleko i śmietanę od krowy, której oczy nie widziały w życiu samochodu, a uszy nie mają pojęcia o istnieniu dźwięku telefonu stacjonarnego, o iphonach nie wspomniawszy. 'Jojka' z niewyobrażalnie intensywną barwą żółtka i kurzą kupą zamiast pieczątek na skorupkach. 'Zimioki' wykopane z ultrażyznej ziemi wzbogaconej najprawdziwszym gnojem ;)
Prawdziwy, hardkorowy
organic food, a nie tam jakieś plastikowe pierdoły, supermarketowe ekologiczne uprawy.
Pani Sabina ma lat "osiemdziesiąt bez jednego" i przypuszczam, że dobiegłaby do mety Nike Human Race przede mną. A przy tym jest taka... niepolska - nie narzeka, zawsze uśmiechnięta i radosna, zawiść i złość są jej obce. Mąż - Władysław, również zadowolony z życia. A my?