2010/02/23

Primula


W sumie to luty jest i jeszcze wszystko może się spitolić. Ba, w naszym klimacie to nawet pewne, że się tak stanie. Wiadomo, jak mawiają bracia mroczek, "Ależ Kinga, jedna jaskółka wiosny nie czyni, w marcu jak w garncu, bez pracy nie ma kołaczy".

Ale włączyła mi się już wiosna. Dłuższy dzień, więcej światła, coraz mniej białego gówna (za to pod spodem sporo tego prawdziwego, brązowego). Jeszcze parę tygodni i zieloność zacznie wychodzić. A ja mam na źrenicach baterie słoneczne i czuję lekki rausz gdy się ociepla. Nawet okna mam ochotę umyć. I znów jest gdzie biegać. A jak się już ociepli, to i aparat znów zacznę ze sobą nosić.

Ta wiosna będzie inna, dużo nowych wyzwań mnie czeka. W związku z tym jest sporo nadziei i nie mniej obaw. Wierzę, że w tej sytuacji nie zabraknie mi czasu i energii, żeby ponownie nasilić aktywność fotoblogową. Bo jakimś cudem znalazłem wąskie grono relatywnie stałych odbiorców mojego niezależnego przekazu.

Zatem tutaj ponownie zagości ironia, na drugim ponownie zagości beztroskie słońce. Za niedługo.

2010/02/17

MTV. Przemijanie.


Trzy dyszki na karku tuż tuż. Jakoś ostatnio często wracam myślami do tego, co było. I nie wróci. Zawsze lubiłem wspominać, ale raczej konkretne wydarzenia - pierwsze, nieporadne randki, niewiarygodnie durne wygłupy w ogólniaku, czy beztroskie, letnie popołudnia pod blokiem.

W ostatnim czasie wracam jednak myślami do bardziej ogólnych rzeczy, do tego jak wszystko się zmieniło. Wiadomo, technologia poszła do przodu, że hej. W czasach, które wspominam, GPS i komórki istniały co najwyżej w kiczowatych filmach science fiction, komputer to było Atari na szpule albo C64 na kasety, słowo Internet praktycznie nie istniało, a o AIDS niemal nikt nie słyszał. Ha, pamiętam nawet jak na dyskietkę 5,25" (1,2 MB) można było upchnąć kilkanaście gier, a Windows 3.1 sprzedawany był na 10 dyskietkach 3,5".

Ale nie o postęp techniczny mi się rozchodzi. Tylko o otoczenie, atmosferę, popkulturę. Wszyscy znajomi z dawnych lat rozjechali się po kraju lub nawet świecie. Niektórych to nawet nie ma już z nami. Ci co są, pozakładali rodziny, zmienili się często nie do poznania. Dawniej, mimo, że pochodziliśmy z różnych domów, wszyscy byliśmy niemal jednakowi. Potem każdy poszedł we własnym kierunku i każdy coraz bardziej krzywił się we własnych upodobaniach, poglądach. Wszyscy brną w pewne skrzywienia, a to, czy dane skrzywienie jest dobre czy złe, zależy zwykle wyłącznie od punktu widzenia. Ciężko jednak znaleźć wspólny język. I to było pierwsze, co sobie uświadomiłem - te osoby, z którymi wiążę wspomnienia, mogę nawet spotkać na ulicy. Ale z większością nie znajdziemy już nigdy wspólnego języka, takiej więzi, która łączyła wszystkich wtedy. Pocieszające jest to, że każde kolejne pokolenie, te wszystkie roześmiane grupki nastolatków, przeżywają po paru latach dokładnie to samo.

Ale zmierzam do czegoś innego. Kilka dni czy tygodni temu, przeczytałem gdzieś, że niegdyś kultowa stacja MTV oficjalnie zmieniła profil i wykreśliła ze swojego logo dużo mówiące hasło "music television".

Gdy na początku lat 90. rodzice założyli kablówkę - 13 kanałów, w tym 3 polskojęzyczne, MTV było oknem na świat. Wprawdzie świat był już nieco bliżej niż jeszcze ciut wcześniej, gdy oglądając Wzrockową Listę Przebojów Marka Niedźwieckiego w TVP2 nagrywałem piosenki na starym Kasprzaku i wszyscy w domu musieli być cicho, żeby nagrała się sama piosenka. Wtedy to była jedyna szansa obejrzenia teledysku Bon Jovi :) No a MTV Europe dało nową jakość. Całą dobę najnowsza muzyka, sporo programów zza oceanu. Spoty reklamowe stacji były telewizyjnymi dziełami sztuki. Telegazeta MTV była namiastką internetu. Fantastyczne audycje, prezenterzy z prawdziwego zdarzenia. Most Wanted (prowadzący Ray Cokes), Awake on the wild side, Dial MTV, czy piękna prezenterka Coca-Cola Report. Działo się bardzo dużo, a stacja bardzo wiele znaczyła - przecież w latach 80. i 90. większość teledysków była kręcona tylko po to, aby móc się wypromować właśnie w MTV.

A dzisiaj?! Kyrie Elejson... Same reality show, których bez tipsów i dresu po prostu nie da się oglądać. Brakuje mi słów, aby opisać ich poziom. A muzyki - zero! I właściwie nie przeszkadzało mi to dotychczas, po prostu tego nie oglądałem. Aż tu ogłaszają, że MTV już nie wróci. Wtedy mnie ogarnął niepokój - tamta atmosfera, tamte programy, ten klimat. Tego już nie będzie. Nie potrafię tego dokładnie opisać, ale jakaś nieopisana, podświadoma nadzieja, że cały ten świat, którego już nie widać, ale mógłby w każdej chwili wrócić, nagle ta nadzieja została rozwiana. To tak, jakby wyjechać na inny kontynent i osiedlić się tam na stałe, przez całe lata nie wracać do kraju i mieć świadomość - w każdej chwili mogę kupić bilet, choć nie zamierzam. I nagle ktoś ogłasza, że wrócić już nie można. Paniczna tęsknota i tyle.

Jeszcze jedna mała dygresja na temat starzenia się. Wtedy, 15-20 lat temu, był w MTV taki program Greatest Hits. Prowadzący Paul King puszczał w nim kiczowate teledyski z lat 70. i 80. Wiecie, tapirowane włosy, mocne makijaże, poduchy w ramionach i przykrótkie kurteczki dżinsowe. Nie znosiłem tego programu. Totalny lamus i obciach. Do dzisiaj mam przez to prawdziwą awersję do artystów typu Abba, Blondie czy Boney M. Jeśli się dobrze zastanowić, to puszczali tam piosenki właśnie 10-15 letnie. A teraz sam cieszę się jak dziecko, gdy gdzieś w radiu czy telewizji puszczają audycję z muzyką z połowy lat 90. :-)

Jeśli ktoś z nielicznych odwiedzających ma podobne wspomnienia, którymi chciałby się podzielić, może zostawić anonimowy komentarz.

2010/02/10

Bertuś


Bert.

Przepiękny mieszaniec, przerośnięty owczarek. Do bólu niezależny i niewiarygodnie inteligentny.

Choć nikt go tego nie uczył, umiał
- wspinać się po siatce
- rozplątywać siatkę zębami
- złapać każdą latającą koło pyska osę, przegryźć na pół i wypluć bez ukąszenia
- otwierać każde drzwi (do wewnątrz i na zewnątrz)
- uchylać do góry bramę garażową
- odsuwać bramę wjazdową
- otwierać inne bramy, nawet jeśli wymagało to zdjęcia niezapiętej kłódki i zrzucenia skobla
A gdy czegoś nie umiał, gapił się i kombinował tak długo, aż się nauczył.

Trasy spacerów sam wybierał i potrafił jak żaden inny pies komunikować człowiekowi swoje potrzeby i zachcianki - wymownym spojrzeniem i mocnym trącaniem pyskiem. Wzbudzał zachwyt przechodniów i respekt złodziei. Postrach wszystkich psów na osiedlu. Kochanek wszystkich suk. Kilkukrotnie uciekał na wiele dni - tak kochał wolność i suczki. Uwielbiał pływać.

Wiecznie wpatrzony z tęsknotą w dal.

Za kilka dni skończyłby 12 lat. Po długich cierpieniach odszedł od nas dziś rano. Wspomnienia nie odejdą nigdy.

2010/02/02

Menel zrobił robotę


W ostatni piątek na stronie tvn Warszawa opublikowali krótki artykuł na temat Pana Gumy, o którym tutaj pisałem w połowie grudnia. W tymże artykule znalazł się odnośnik do mojego bloga, konkretnie do posta o Gumie właśnie. Momentalnie skoczyła mi oglądalność do jakiś 180 odwiedzin, zamiast zwyczajowych 5-10. Bardzo mnie cieszy, że nagle tyle osób tu zajrzało, oraz że nie zadeptali innych zdjęć. Właściwie to może lepiej jakby je trochę podeptali, bo na przejrzenie reszty mojej wątłej twórczości zdecydowała ledwie garstka. Weszli, wyszli, a my wracamy do normalnego porządku dnia. Wrzuciłem dwa nowe zimowe zdjęcia, a że były ładne i słoneczne, to umieściłem je na Cali Trippin', dokąd zapraszam.