2010/05/28

2010/05/11

Otręby i busy


Wybaczcie mi proszę, że po raz kolejny popierniczę trochę o samochodach, ale tyle się ich ostatnio naoglądałem, że muszę sobie ulżyć.

W niedzielę wybraliśmy się z moją prawie-już-małżonką do Otrębusów. To taka wioska za Pruszkowem, w której znajduje się Muzeum Motoryzacji i Techniki. Od dawna już chciałem to zobaczyć. Ależ tam bida z nędzą!! Znaczy eksponaty wyczesane – bardzo rzadkie egzemplarze aut zabytkowych (m.in. najstarszy w Polsce samochód, z 1897 r.), trochę gangsterskich fur z lat 20 i 30, krążowniki szos z lat 50 i 60, relikty komunizmu (Syrena, przedłużany Fiat 126p) oraz garść unikatowych prototypów, które nigdy nie weszły do produkcji. Do tego mnóstwo zabytkowych rowerów, motocykli, wózków dziecięcych, resoraków, radioodbiorników itp. Generalnie cud, miód, orzeszki. Ale…

Ale wszystko w tak opłakanym stanie, że aż żal patrzeć. Wszystkie auta zdewastowane, bo choć wsiadać do nich nie można, to są otwarte, więc każdy wsiada. Muzeum nie jest zlokalizowane w żadnym, jakby się mogło wydawać, zamkniętym pomieszczeniu, a w czymś w rodzaju otwartej stodoły, z sypiącymi się ścianami i przeciekającym dachem. Nikt nie pilnuje porządku, nikt nie dba o stan techniczny miejsca. Całość wygląda, jak olbrzymi zapomniany strych z chaotycznie rozrzuconymi gratami – tym bardziej, że odstępy pomiędzy samochodami z każdej strony nie przekraczały 15cm. Obraz nędzy i rozpaczy.

No ale wróćmy do teraźniejszości. Zostałem zaproszony na event samochodowy pod tytułem Nissan 370Z Road Show. Czyli prezentacja nowej odsłony sportowego coupe z literą Z na kierownicy. Pokazówka nie była dla wszystkich, zastanawiałem się z jakiego klucza dobierali uczestników. Na miejscu okazało się, że niemal wszyscy to młodzi faceci w drogich samochodach. Ja chyba jako jedyny przyjechałem czymś normalnym. A zaprosili mnie dlatego, że wypełniając formularz skłamałem co do posiadanego samochodu :) Przez skórę czułem, że to będzie klucz do sukcesu.

Impreza odbywała się w urokliwym miejscu obok plaży nad brzegiem Wisły. Restauracja Boathouse, bo o niej mowa, poza miłą lokalizacją charakteryzuje się ponoć (według gastronauci.pl) wyłącznie tym, że jest bardzo drogo i marnie jakościowo. Przygotowano dla nas bufet z przeróżnymi pysznymi przekąskami i napojami. Ale ja na diecie jestem i twardy byłem. Po wypełnieniu świstka, na którym sprytnie odmówiłem zgody na dalsze przetwarzanie moich danych osobowych, spytano mnie czy wybieram manual czy automat. Wziąłem manual, jak prawdziwy facet i pojechałem z instruktorem w kilkunastominutową przejażdżkę. Co prawda były jeszcze poranne korki, ale udało mi się go docisnąć i Mostem Siekierkowskim prułem już 160 km/h. Miałem bardzo pozytywne odczucia, ale powiedziałem wprost, że gdybym miał wybierać, kupiłbym raczej nowego Camaro – znacznie mocniejszy, znacznie ładniejszy, a do tego zwyczajnie tańszy. 

Na koniec obowiązkowo pamiątkowy gadżet. Wprawdzie jaki by to gadżet nie był, nie jest mi potrzebny, ale przy promocji takich aut mogli się postarać. A smycz z napisem Nissan Sports Cars wydaje mi się śmieszna i tylko potwierdza jak bardzo po macoszemu traktuje się polskich klientów.

Na miejscu stał także Nissan GT-R, następca kultowego wśród drifterów Skyline’a – to już poważne auto, 420 KM i napęd na obie osie. Niestety nie pozwolili nim jeździć :) Uważni czytelnicy pamiętają, że GT-R był jednym z tych samochodów, które marzyłem, żeby wreszcie zobaczyć. I zobaczyłem, i to już parę dni wcześniej, kiedy takowy zaparkował obok naszego niebieskiego bolidu. Nawet strzeliłem mu wtedy fotę komórką, ale jest marnej jakości, więc oszczędzę Wam i w zamian zaprezentuję jego ponętny zadek z wyżej opisanej imprezy.


 Miałem sporo szczęścia ostatnio, bo widziałem też jeszcze jeden samochód, którego nigdy wcześniej moje piękne oczy nie miały okazji oglądać na żywo. Maybach. Taki, jakim swego czasu rozbijał się po Toruniu ojciec dyrektor. Stał przystrojony pod kościołem i czekał na młodą parę. Może i jest ekskluzywny i ultranowoczesny. Ale dla mnie to on jest zwyczajnie brzydki. Ma taki wiejski, chiński dizajn. 

A wiecie, że właśnie minął rok, od kiedy ruszyłem ze swoją stroną?