2010/04/28

Polityczny obiad

















Nie bardzo wiem, co z tej okazji napisać. Już dawno chciałem opublikować tę zupę. Ostatnio zdarzyła się okazja, że ustrzeliłem fotkę innego garnka, zatem prezentuję obydwa.

Powyższa kompozycja to, bodajże, zupa botwinowa. Po nocy spędzonej w lodówce nabrała wściekle różowej barwy, a nieliczne oka tłuszczu zabarwiły się na jaskrawo żółto, niczym zakreślacz biurowy. Niezmiernie ładna była ta zupa. I zdrowa.

A ostatnio tak się zdarzyło, że w lodówce innej niż nasza (mniejsza o okoliczności) poczułem delikatny zapach pleśni, zajrzałem więc do upchniętego głęboko rondla i znalazłem buraczki. Przygotowane niecałe 3 tygodnie wcześniej i zapomniane. W laboratorium lepszej pleśni by nie wyhodował - biała, zielona, niebieska oraz żółta. Nie wiedziałem, że tyle gatunków występuje.

Niech więc poniższy obraz głębokiego zepsucia symbolizuje prawdomówność i bezstronność mediów, jaką obserwujemy już dziś, w związku ze zbliżającymi się wyborami. Co znamienite - również media zagraniczne mają wiele do powiedzenia w tej sprawie. Wartość ich wypowiedzi jest równie wysoka.

2010/04/20

Sprawy bieżące



Widziałem fajny samochód. Ale o tym za chwilę.

Sezon na bieganie trwa cały rok. Odpuszcza się tylko podczas burzy oraz gdy śnieg uniemożliwia przemieszczanie się chodnikami. Jednak dopiero wiosną czuć, że swego rodzaju nowy sezon się zaczął. Najbardziej widać to w pierwszych kilka słonecznych, wiosennych weekendów - na ścieżki nagle ruszają tuziny osób, których wcześniej ani później już nie widać. Kobiety około trzydziestki, spanikowane odkryciem, że figura, o którą nigdy nie musiały dbać, nagle zaczyna gdzieś się ulatniać. Sflaczali młodzi mężczyźni, którzy choć szczupli, zauważają nagle, że wbiegnięcie na 1 piętro przyprawia ich o zadyszkę a choć waga od lat pokazuje tyle samo, wokół brzucha narósł wałeczek. Czterdziestolatkowie, którym brzuch rujnuje życie seksualne. Wszyscy mają szczere chęci, postanowienia.

Większość z nich nie gubi nawet samo lenistwo - może by i zmusili się do truchtania do końca wakacji. A potem złapali bakcyla, jak ja 2 lata temu. Tylko że bieganie, jak każdy sport wymaga rozsądnego i stopniowego przygotowania - po latach w bezruchu nie można ot tak, wyjść i przez 10 minut galopować. W najlepszym wypadku będą zakwasy przez tydzień i całkowita niechęć do dalszych prób.

No ale, tak między nami mówiąc, nawet na tych wiosennych ze słomianym zapałem, patrzę z podziwem - bo jednak im się chciało, a tysiącom innych nie. Za to całkowicie bez podziwu patrzę na zupełnie inną grupę - tabuny japiszonków, którzy wyposażeni w najnowsze, najdroższe i najbardziej zaawansowane obcisłe stroje idą się polansować - udając, że biegną, udając, że jadą na rowerze, udając, że jadą na rolkach. Wiosenny pokaz mody sportowej. Fe! A na zwyczajowe bieganiowe pozdrowienie (skinienie dłonią) patrzą się jak na wariata.

Tak czy inaczej, dla mnie sezon zaczyna się najpierw gdy mogę wyjść w krótkich spodenkach, a potem gdy startuję w pierwszym biegu ulicznym. Moje wyniki są porównywalne z tymi weteranów wojennych, ale nie zrażam się, bo ten sport daje niesłychanego kopa energetycznego. Trzymajcie kciuki 3 maja.

Wracając do samochodów. Jak pamiętacie, stworzyłem niedawno listę ciekawych okazów widywanych za oknem. Od tego czasu widziałem kilka smakowitości.

Tesla Roadster - oto, co dziś stało zaparkowane nieopodal. Dla mniej zorientowanych wyjaśniam - jest to pierwszy na świecie (i jak dotąd jedyny) seryjny sportowy samochód z silnikiem tylko i wyłącznie elektrycznym, a więc nie jakaś gówniana hybryda. Oklejony był napisami Tag Heuer, domyślam się zatem że to ta firma kupiła sobie taki, żeby zwracać na siebie uwagę.
Od kilku miesięcy budują się kolejne miejsca, gdzie można zatankować (naładować) takie auto. Przejechanie takim czymś 100 km kosztuje podobno około 3 zł. Jakby tego było mało, budowa punktów ładowania jest programem pilotażowym i póki co, można tam sobie ładować samochody całkowicie za  darmo! Co nie zmienia faktu, że na razie elektryczne samochody w całym kraju można policzyć na palcach jednej ręki (nie licząc Melexów).

Mercedes SLS AMG - to ten z unikalnie otwieranymi drzwiami do góry, tzw. gullwing. Pierwsze tak drogie (od 810 tys. zł) auto, które w Polsce reklamuje się na billboardach i w gazetach. Stał gdzieś w pobliżu Nowego Światu, wydawało mi się, że był brązowy. Sprawdziłem jednak i nie sprzedają go brązowego. Musiał to być zatem kolor "Monza grey magno", więc z grubsza rzecz biorąc szary. Ale trochę wpada w brąz i, co bardzo ciekawe - jest to lakier matowy. Czyli się w ogóle nie błyszczy!
Ale tak na marginesie mówiąc, podobają mi się brązowe samochody. Nie wiem czemu, chyba mi się z ameryką kojarzą :)

Aston Martin DBS Volante - jeszcze droższy od tego wyżej. Jechałem za nim przez kilka skrzyżowań. Na brytyjskich blachach, ale z kierownicą po właściwej stronie. Za kierownicą wciśnięty w garnitur łysiejący jegomość, który wyglądał jak typowy bezczelny managier z mentalnością przedstawiciela handlowego. W dodatku musiał mieć jakieś kompleksy bo na każdych światłach rozpędzał te swoje 510 koni z wielkim rykiem do granic możliwości. A że synchronizacja świateł jest tutaj żadna, to i tak co kilometr doganiałem go na czerwonym świetle :)

Dziękuję za uwagę.

2010/04/18

Po żałobie

 

 Wraz z końcem tej bodaj najdłuższej w historii żałoby, mimo całego szacunku jaki okazaliśmy, wszyscy mamy już chyba dość czytania i słuchania o katastrofie. Pozwólcie jednak, że pokuszę się o zwięzłe podsumowanie kilku moich myśli i spostrzeżeń z ostatniego tygodnia. Żebym i ja nie musiał do tego myślami wracać.

Patriotyzm

Szkoda, że dopiero teraz, ale dobrze że w ogóle - kupiliśmy sobie flagę i powiesiliśmy na balkonie. Jeszcze 10-15 lat temu polska flaga kojarzyła się raczej z przymusowym świętowaniem 1 maja. Teraz, na szczęście, staje się jakby modna. To dobrze, zazdrościłem zawsze innym narodom, z jaką dumą ozdabiają wszystko co się da wzorem swojej flagi. Jeszcze w ubiegłym roku w święta narodowe w moim bloku wisiały 2-3 flagi. Nie tylko my uzupełniliśmy te braki i w tym tygodniu naliczyłem ich już łącznie 11. Można zatem przypuszczać, że nie trafią one do kosza i czasem będą łopotać na wietrze.

Co ciekawe jednak, zauważyłem taką prawidłowość, że im nowsze osiedle, tym mniej flag. I tak w tzw. miasteczku Wilanów, przebiegając przez sam środek osiedla, widziałem ledwo jedną. Nie wiem, może jakoś z tyłu bloków wywieszali, ale mając na względzie typ rodzin jaki tam zamieszkuje (zapracowanych yuppies)  - wątpię. Z drugiej strony, w starej, willowej części Żoliborza flaga wisi (podobno) przy każdym zamieszkanym domu. Nasz blok jest średnio stary, bo z lat 70. a zatem liczba flag też była przeciętna ;-)

Przedsiębiorczość upośledzona

Polacy są jacy są, ich pomysłowość w dorabianiu grosza bije rekordy świata, a epoka allegro wyzwoliła w niektórych najbardziej żałosne instynkty. Mnie temat cwaniactwa allegrowego interesuje socjologicznie i wiedziałem, że będą cyrki po tej katastrofie. Ale inni byli w szoku. Prasa podała, że wsiowe zegary z parą prezydencką można było kupić już 3 godziny po katastrofie - a mnie się wydaje, że dziennikarze dopiero 3 godziny po katastrofie tam zajrzeli. Moim zdaniem mogły tam być ze 2,5 h wcześniej. Oczami wyobraźni widziałem, jak przedsiębiorczy Radomianie rozkładają karimaty na pl. Piłsudskiego na dzień przed uroczystościami żałobnymi i za pomocą laptopa wystawiają swoje miejsca w pierwszych rzędach na allegro. I że to samo robią na krakowskim rynku pomysłowi Lublinianie. I co? I się sprawdziło. Można było za tysiaka kupić 'darmowe' miejsce stojące na rynku, a za trzykrotność tej sumy przenocować w skromnym mieszkaniu z 'widokiem na pogrzeb'.

Za naszą piękną, szytą flagę 50x80 cm z drewnianym drzewcem zapłaciłem w sklepie 12 zł. W okolicach Pałacu Prezydenckiego za taką gównianą, chińską, plastikową, połowę mniejszą od naszej, z nadrukowanym orłem (kto u licha wymyślił te niezgodne z ustawą o fladze narodowej orły?!) sprzedawcy wołali po 20zł i więcej. Za znicze tak samo. I sprzedawali nawet... oscypki. A mordy mieli ci sprzedawcy takie, że bałbym się przy nich otworzyć portfel, bo mogliby mnie pociąć żyletką, w najlepszym razie. Kryminał zwykły. 
Wszystkie te pseudobiznesowe pomysły są niesmaczne i żenujące. Żeby to jeszcze jakąś fortunę przynosiło, nie, ludzie potrafią wystawiać dobrą opinię kraju na szwank za 20, 50, 100zł. Po to, żeby pokazać, że są cwańsi, że więcej osób, za przeproszeniem wyruchali. I mają z tego satysfakcję, nie tylko z pieniędzy.
Domenę lech-kaczynski.eu ktoś chciał opchnąć za milion peelenów. Takie rzeczy tylko w kraju nad Wisłą.

Wawel

Przyznaję, byłem bardzo zdziwiony decyzją o miejscu pochówku. Mniejsza o to, z jakich powodów. Ale to, co zobaczyłem w telewizji sprawiło, że ręce mi opadły na podłogę i długo nie mogłem ich podnieść. Banda niedorobionych studentów, którzy zapewne poczuli wolność i dorosłość w postaci pokoju w akademiku i lodówki pełnej piwa z Biedronki. Musieli więc być na anty. Anty-cokolwiek, przecież są dorośli i mogą. Wydzierali się zatem i rechotali głośno na widok kamer. Ich argumenty - cóż, trudno tu mówić o argumentach. "Bo yyy bo tutaj są królowie, yyy a w Warszawie jest ten no... jakaśtam yyy katedra, więc my tu nie chcemy". What the fuck?! Z dumą dodawali jeszcze, że zorganizowali się poprzez Fejsbuka i chyba uznali ten fakt za światowy przełom technologiczny. Na nieszczęście całego kraju niektórzy z nich znali parę słów po angielsku i wypowiadali się dla żądnych sensacji mediów zagranicznych. Widziałem toto choćby w CNN. To może nie jest najdojrzalsze wytłumaczenie z mojej strony, ale po obejrzeniu relacji z tego protestu nagle zapragnąłem, żeby właśnie na Wawelu był ten pogrzeb. Na złość debilom.

Zupełnie niezrozumiałe i nie na miejscu wydaje mi się klaskanie mieszkańców tego miasta na widok trumny.  To, że rozlazłe makaroniarze tak robią w Watykanie i podczas lądowań, nie znaczy że trzeba ich naśladować. Biorąc pod uwagę cały włoski światopogląd (większego pajaca niż uwielbiany przez nich Berlusconi szukać ze świecą), w ogóle nie należy ich naśladować. Dobrze, że dzień wcześniej w Warszawie nikt nie robił wioski z klaskaniem.

A tak nawiasem mówiąc, szacuneczek dla Krakówka za tego przerobionego na karawan Maserati Quattroporte :-)

MEDIA

Nie będę tu za bardzo wnikał w szczegóły, bo gdybym wyłożył kawę na ławę bez solidnego podparcia dowodami, uznalibyście mnie za wariata. Ale przeczytajcie to, proszę, uważnie. Chodzi mi o media. O mainstreamowe massmedia, które przez przytłaczającą większość z nas są uznawane za zwykłego dostarczyciela wiedzy i prawdy na temat świata. Teraz zapewne każdy z Was zauważył pewną małą prawdę, która wyszła na jaw, a która jest - dosłownie - wierzchołkiem góry lodowej. Góry, którą jest kłamstwo mediów. Weźmy takiego Lecha K., którego prawdę mówiąc nie byłem fanem. Na podstawie dotychczasowej wiedzy medialnej, można było stwierdzić, że był gburowatym antysemitą, rusofobem i homofobem z manią prześladowczą. Że ośmieszał siebie i Polskę wszędzie, gdzie tylko poszedł. No i, rzecz jasna, że był żałosnym karłem. Zginął w bardzo symbolicznych okolicznościach i co się okazuje - Rosjan bardzo lubił, nie dogadywał się tylko z ich władzami. Żydów darzył olbrzymim szacunkiem, oni jego ponoć też. Był patriotą i jak nikt inny, nie kierował się nigdy interesem własnym tylko kraju - czyli był patriotą w pełnym tego słowa znaczeniu. Był niezmiernie sympatyczny i dowcipny. Że istnieją dziesiątki zdjęć i setki ujęć telewizyjnych, które pokazują go w chwilach wyzwalających serdeczny uśmiech i szczere wzruszenie. Żadnego z tych materiałów nie zobaczyliśmy wcześniej, co najwyżej w ultraPiSowskich niegdyś Wiadomościach TVP. I pewnie nigdy nie zobaczylibyśmy, bo komuś zależało tylko na nagłaśnianiu jego drobnych i rzadkich (sic!) wpadek. A co do wzrostu - był wyższy od prezydenta Rosji czy Francji. Słyszeliście kiedyś, żeby ktoś nabijał się z ich wzrostu?!

A więc wiecie już, że media pokazują to, co chcą. I nie chodzi tu wcale o stronniczych dziennikarzy. To jest znacznie, znacznie grubsza sprawa. Poszperajcie czasem po internecie, zasięgnijcie wiedzy kim są właściciele tych stacji telewizyjnych, gazet, portali internetowych, które wszyscy codziennie czytamy i oglądamy. To nie są żadne interesy jednostkowe, ani interes partyjny. To są rozgrywki ponadnarodowe, wpływy o których nam się nie śni. Manipulacja nie mająca na celu ośmieszyć tylko tego czy innego człowieka - ale bardzo długoterminowe, precyzyjne pranie mózgów. Bardzo szkodliwe, dodajmy. 

Media nie kłamią wprost. Czasem informują nas wyłącznie o tym, co jest zgodne z wytycznymi ich mocodawców - tak robi, na wzór dawnej prasy propartyjnej np. Gazeta Wybiórcza wraz ze swoim portalem. Czasem sprytnie pomijają pewne zdarzenia, lub informują o nich zniekształcając po swojemu - tak robi np. genialny w swojej manipulacji TVN wraz ze swoim Onetem oraz większość gazet codziennych i tygodników. A najczęściej (cała masówka typu RMF, Zet, Polsat, TVP, wp.pl itd.) po prostu bezmyślnie powtarzają, przedrukowują komunikaty agencji prasowych typu Reuters, które to agencje nie są bynajmniej informacyjne. Raczej dezinformacyjne. Wtedy dostajemy kwiatki w postaci niepodważalnych i niedyskutowalnych niusów z WHO (jak przy szczepionkach) ONZ (jak przy globalnym ociepleniu) albo Goldman Sachs (jak przy superbezbiecznych opcjach walutowych). Zakłada się po prostu że są to instytucje ponadnaturalnie bezstronne i genialne w swojej wiedzy. W dodatku non profit. A tymczasem to olbrzymie firmy, cząstki składowe globalnej maszynki pieniędzy. Komu potrzebne takie pieniądze? Domyślam się, że nie chodzi wcale o czyjeś prywatne interesy tylko o kumulację jak największej części światowego kapitału w pewnych rękach. Nie można powiedzieć, że chodzi o Amerykanów, Brytyjczyków, Żydów czy też Polaków. Są obywatelami wielu krajów, ale coś ich łączy. Nie powiem co.

Jesteście ciekawi co takiego? Zacznijcie ruszać głową, czasem próbujcie poszukać prawdziwych informacji na ten czy inny temat dotyczący gospodarki, polityki, a nawet showbusinessu - czegokolwiek, co was interesuje. Wystarczy poszukać w internecie źródeł niezależnych - czyli takich zupełnie niezwiązanych z medialnymi koncernami. To nie są źródła tak profesjonalne i nowoczesne jak TVN czy Onet, więc nie zachęcam do ich całkowitego bojkotowania. Ale gdy już znajdziecie i porównacie, będziecie zaskoczeni, jak bardzo przetworzoną papkę dostajemy na co dzień. Precyzyjnie skonstruowane posiłki bzdur, które zmuszają masy do akceptacji pewnych niedorzecznych decyzji na szczeblu krajowym i światowym. Decyzji, które wpływają na nas negatywnie, a jakimś cudem jesteśmy przekonani, że były potrzebne.

Jak sądzicie, kto wymyślił 30 lat temu tzw. polish jokes czyli amerykańskie kawały o Polakach? Kto sprawił, że Polska w amerykańskim telewizorze to czarnobiały miks śniegu i czołgów. Czemu Polak w brytyjskiej czy niemieckiej prasie to bezzębny rolnik w gumofilcach? Czemu prezydent walczący o interes kraju jest tam przedstawiany głównie jako nierozgarnięty "przeciwnik praw gejów" (a taka była pierwsza reakcja prestiżowej BBC po śmierci prezydenta)? To są pewne powierzchowne stereotypy. Ale oni ich nie powielają bezmyślnie - to piszą i mówią korespondenci, którzy tutaj bywają(!) i wiedzą, że Polska wygląda już niewiele biedniej od nich. Ich szefom po prostu zależy, żeby ten kraj postrzegać tak właśnie. Jako antysemitów i ciemnych rolników z jakże niemodnym w Europie różańcem w dłoni. 

Ludzie

Na rozluźnienie zostawiłem coś zupełnie od czapy. Byłem w tamtym tygodniu kilkakrotnie w miejscach gromadzenia się tłumów - pod Pałacem Prezydenckim, pod Belwederem, na pl. Piłsudskiego, czy też na trasie przejazdu trumny z Pierwszą Damą. Wszędzie masa ludzi. Wyciszonych, uprzejmych. Ale też eleganckich, wyglądających hmm... powiedziałbym, że inteligentnie, ale wtedy oznaczałoby że inni są mniej inteligentni, a tak nie jest. Chodzi mi o to, że wszędzie tam widać było takie czy inne elity - intelektualne, biznesowe, społeczne. Nie widać było za bardzo tych wszystkich ludzi, których mijam każdego dnia przemykających między blokami, stojących na przystankach autobusowych. Ludzi ciężko pracujących. Ich tam nie było. Ale nie potrafię ocenić tej sytuacji. Ot, obserwacja.


"The man who reads nothing at all is better educated than the man who reads nothing but newspapers."
Thomas Jefferson


2010/04/10

10 kwietnia 2010


My, jak w każdy sobotni poranek, byliśmy w delikatesach. Niemal punktualnie o 10 strzępy słów wypowiadanych do telefonów przez podenerwowanych klientów kazały nam odpalić internet w komórce. Pół godziny później, tłoczny zazwyczaj sklep niemal całkiem opustoszał. Muzyka ucichła, na ulicach zasępieni przechodnie z niedowierzaniem spoglądali w nadchodzące smsy.
Takie chwile się pamięta...

Gdy dotarliśmy pod Pałac Prezydencki, były tam już tłumy. Nie było okazji do lepszych zdjęć.

2010/04/07

Mesko


Jeden z głównych pracodawców w moim uroczym rodzinnym mieście od wielu już lat boryka się z kłopotami finansowymi, fundując jednocześnie mieszkańcom cios w plecy w postaci masowych zwolnień.

Teren Zakładów Metalowych, o których mowa, jest olbrzymi. Jakieś dwa lata temu z powodu wyprzedaży części majątku zakładów, jedną z wewnętrznych ulic przekształcono w publiczną, dostępną dla wszystkich. Ja dopiero kilka dni temu przekonałem się jak wygląda tamtejszy krajobraz. Parę hektarów opuszczonych i zdewastowanych hal fabrycznych. Nędza i rozpacz, ale jednocześnie genialny plener do fotografii, zabawy w chowanego, gry w paintballa czy turbogolfa, a także idealne miejsce na spacer emo-dzieciaków lub na dyskretne morderstwo czy gwałt :-)