2009/07/31

Konarskiego 24


Jako właściciel i manager tej witryny pozwolę sobie na nieco prywaty. Jeśli to komuś przeszkadza i widziałby mnie raczej w roli komercyjnego fotografa dla siebie i/lub swojej rodziny to proszę o kontakt na adres podany w kolumnie bocznej (no, seriously!).
Osoby ziewające już teraz uprasza się o darowanie sobie dalszego tekstu.
Miejsce, które widzicie to podwórko, na którym robiłem kaka w tetrową pieluchę, przeżywałem pierwsze szkolne stresy (z powodu czwórki z dyktanda) oraz oczywiście pierwsze fascynacje 'pciom przeciwnom'. Aż do roku 1993, w którym przeżyłem swoją pierwszą (z wielu) przeprowadzkę.
Na pierwszej fotografii widać rzut okiem na nasz jedyny w swoim rodzaju, jedyny taki blok w mieście - tzw. kafelkowiec. Nasze okna wskazuję właśnie laserowym pointerem, widzicie?
Na drugiej fotografii widzimy to, co ja widziałem z okna przez swoje pierwsze 13 lat życia. A więc:
1. Trójkąt. Jak ktoś miał rower, to można było do niego rzec "daj sie karnąć doobkoła trójkąta". Mama miała mnie na oku. Jak już byłem większy to można się było "bryknąć dokoła bloku"
2. Górka. Raczej lekkie wzniesienie (po środku widać 3 schodki). Zwróćcie uwagę, że zaznaczyłem w dwóch miejscach. Po prawej różnica poziomów wynosiła jakieś 50 cm (sic!) i tam zjeżdżały na dupie maluchy. W kombinezonach ma się rozumieć. Na wzniesieniu po lewej, gdzie różnica poziomów wynosiła na oko około metra zjeżdżali zaprawieni w bojach. Na tyłku, kolanach, butach, biegówkach, brzuchu, sankach, tyłem i grupowo (ale bez podtekstów).
3. Bok drugiego bloku służył głównie do odbijania piłeczki tenisowej (bynajmniej nie rakietą) oraz zabawy w chowanego (parapałka za siebie),
4. Piaskownica. Jak była, tak jest. Tylko ławek dawniej nie było.
5. Huśtawki. Jakieś nowe postawili. Dawniej były takie toporne, niezniszczalne, na których co dzielniejsi bujali się 'do beli'. Ja byłem maminsynek i raczej się bałem takich rzeczy ;)
6. Tutaj się grało w piłę. Niektórzy też próbowali w siatkę, ale dla mnie to strasznie gejowsko wyglądało. Ja się raczej ograniczałem do gry w niemca, zbijaka albo po prostu rzucania scyzorykiem.
7. Ten biały budynek to dawniej była kotłownia, obok której stał wielki komin o charakterystycznym kształcie. Na kotłowni był olbrzymi, równiuteńki napis Metallica, z zachowaniem oryginalnej czcionki. Wykonany farbą olejną, nie sprejem - pamiętajmy, że to był jeszcze PRL.
8. Tych garaży tam nie było.
9. Tam stał śmietnik, do którego się chodziło z wiaderkiem wyłożonym gazetami - taki substytut dzisiejszych worków foliowych. W śmietniku spotkać można było bezpańskie psy i koty, te drugie czasem znajdywano zagryzione przez pierwsze.
10. W tym budynku przez kilka lat miała siedzibę Dycha, a więc szkoła specjalna nr 10. Do tej szkoły uczęszczali (a raczej mieszkali tam) ma się rozumieć Dychacze. W podwórkowej gwarze naszego miasta bycie dychaczem należało do raczej obraźliwych określeń. Taka już uroda bycia dzieckiem.
Na fotografii nie udało się uchwycić ławek ustawionych wzdłuż całego bloku, na których rzecz jasna, siedziało się na oparciu z butami na części przeznaczonej do siedzenia, pluło na chodnik ile tylko było śliny w ustach, no i grało w ruskie jajeczka - czyli takie PSP tamtych czasów.

3 komentarze:

  1. Uśmiałam się z tego wiaderka wyłożonego gazetami - też z takim chodziałm :))

    OdpowiedzUsuń
  2. no rozłożyło mnie to na łopatki

    OdpowiedzUsuń
  3. To tobie pokazywałem 'fakju' i język zza ogrodzenia? Wybacz, błędy młodości... :)

    OdpowiedzUsuń