2010/06/24

Zakpiwszy


Od rana siąpi deszcz i mocno wieje. Jest 12 stopni - całkiem ciepło jak na drugą połowę listopada. Tylko że jest czerwiec.

Może to i dobrze, że jest mokro. W tym kraju mamy taką pogodę, że jak przez tydzień nie pada to rolnicy krzyczą, że jest susza. A susza - wiadomo, to skutek globalnego ocieplenia.

No ale z drugiej strony pada już dobre 6 godzin bez przerwy. Oczami wyobraźni już widzę ekspertów ONZ, którzy mówią, że nasi dziadkowie to nie zaznali deszczu dłuższego niż godzina, dwie. No a cały dzień ulewy to już, jakże modna - ANOMALIA. Zapewne już powstały badania, które udowadniają, że przez ostatnie 500 lat nie było ulewy dłuższej niż pół dnia. A dzisiejsze opady - to skutek działalności człowieka.

Czekałaby nas zguba. Jednak jest szansa na ratunek. Są pewni bardzo mądrzy ludzie, decydujący z ramienia UE, ONZ, USA, i innych, równie dobroczynnych zrzeszeń ponadnarodowych, o polityce ich członków w sprawach klimatycznych. Dziwnym trafem większość z nich ma wykształcenie raczej finansowe niż klimatologiczne. I dziwnym trafem, bez względu na paszport, większość z nich ma niemiecko brzmiące nazwiska. Ale bezinteresownie nad nami czuwają i uradzili wspólnie, że wprowadzenie nowego podatku od każdego mieszkańca Ziemi rozwiąże sprawę. Tak, jak nowa generacja lodówek pozwoliła niegdyś załatać dziurę ozonową, a zamiana tanich i skutecznych żarówek na trujące i drogie świetlówki energooszczędne pozwoliła zniwelować nadmierną konsumpcję prądu w UE.

Podatek ten, w dużym uproszczeniu jest opłatą za oddychanie, w każdym razie taka jest tego idea. Nie zobaczycie go na swoim 'pasku' od pracodawcy, bo zostaje on nałożony pośrednio. Mianowicie podatek płaci przemysł (taki, który zanieczyszcza powietrze), ale tylko pozornie. Bo przemysł cały podatek przerzuca na odbiorcę końcowego - podwyższając ceny.

Oczywiście podatek ten będzie wprowadzany stopniowo. Dla przykładu, Chiny go na razie nie będą płacić, bo są zbyt silne, by im to narzucić. Dla innego przykładu, USA też go póki co nie będą płacić, bo tam, parafrazując wypowiedzi polityków, gospodarka jest zbyt uzależniona od przemysłu i wprowadzenie takiego podatku bardzo by im zaszkodziło. A kto szkodzi USA, ten jest wrogiem demokracji i antysemitą. No ale jest takie miejsce, nazywa się Unia Europejska - jest to miejsce tak bogate, że może dać dobry przykład całemu światu i wprowadzić ten podatek w swoich bogatych (jak Polska) państwach.

Na co idzie ten podatek? Na ochronę środowiska, na modernizację przestarzałych, brudnych technologii? A gdzie tam :-) Nawet w oficjalnych komunikatach nie ma o tym mowy. Z poprawnych politycznie środków masowego przekazu dowiemy się tylko, że podatek ma na celu ograniczenie emisji CO2 - a więc, im więcej fabryka smrodzi, tym więcej płaci. Tyle, że fabryka i tak będzie produkować tyle, na ile jest popyt, a podatek wrzucać w cenę produktu, np. energii. Wzrost cen energii i kosztów produkcji przekłada się od razu na wzrost cen wszystkiego innego. I w ten sposób wszyscy za to płacimy. A kto się na tym bogaci? A cała społeczność Liebermanów, Silversteinów i Zuckerbergów, którzy faktycznie (choć nie bezpośrednio) rozdają karty w cywilizowanym świecie.

Czy ten post, biorąc pod uwagę, że pisany przed drugą turą wyborów prezydenckich, ma wydźwięk polityczny? Skądże znowu, kogo byście nie odhaczyli, to nic się w powyżej opisanej materii nie zmieni. Każdy woli iść z nurtem, bo obecnie nie da się mieć własnego zdania. Polityka międzynarodowa to taka materia, której nie wolno głośno krytykować, bo wtedy media cię zniszczą. Zostaniesz ogłoszony wariatem, spiskowcem, wywrotowcem no i obligatoryjnie antysemitą.

Jest jednak iskierka nadziei. Dzięki internetowi szerzy się świadomość społeczna - np. ja teraz wam próbuję to i tamto uświadomić. Kilka tygodni temu, podczas przemówienia dla Council on Foreign Relations skurwielek prof. Z. Brzeziński przyznał oficjalnie, że nigdy w historii ludzka świadomość polityczna nie była tak szeroka jak teraz i bez żenady stwierdził, że jest to zagrożenie dla wdrażania nowego ładu światowego. Kto nie wierzy, niech poszuka, filmik z tego przemówienia jest dostępny w wielu źródłach. Można zatem przyjąć, że powyższym postem działam na szkodę świata. A jakoś mam odwrotne wrażenie :-)

Tak więc cała nadzieja w internecie, do którego wyłączenia (w razie hipotetycznego, niesprecyzowanego zagrożenia) przyznali sobie właśnie prawo Amerykanie. Autorem ustawy pozwalającej Izr....  o pardon, Amerykanom wyłączyć światowy internet jest niejaki Lieberman, a sponsorem senator Rockefeller, wnuk tamtego Rockefellera. Nic więcej chyba nie muszę dodawać :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz